A ja znowu nie mam czasu? – felieton Patrycji Czyżyk

Share

„Nie mam czasu” jest zdaniem, które najczęściej słyszałam i nadal słyszę, jakby w moim świecie nikt nie miał czasu. Ileż nerwów kosztowało mnie zrozumienie, że ktoś ponownie dla mnie nie ma czasu albo zostawia mnie właśnie dla czasu.

Jako dziecko nie rozumiałam, nie byłam w stanie zrozumieć, dlaczego dla tych wszystkich ludzi dokoła mnie CZAS jest taki ważny. Nikt mi tego nie wytłumaczył, chociaż tak bardzo prosiłam.  Dlaczego? To proste, bo nie miał czasu. Ja także „do świętych” nie należę, więc z biegiem lat zdanie to pojawiało się w moich ustach (wtedy jeszcze sporadycznie) . O ironio, im starsza jestem, tym częściej je powtarzam! Dlaczego pomimo szczerej nienawiści do tych słów, sama je powielam? Czyżbym się starzała? Przecież ‘brak czasu’ jest domeną ludzi dorosłych. Zastanawia mnie czy w dzisiejszych czasach komukolwiek przechodzi przez usta – „tak, mam czas!”. Nie będę hipokrytką i pomyślę o tym, kiedy znajdzie się iście „ogórkowy czas”,   by i z moich ust wybrzmiało podobne zdanie – oczywiście, mam czas! Aby poszukać czasu należy się najpierw zastanowić czym on jest. Nie można przecież szukać czegoś, czego się nie zna. Prozaicznie są to sekundy, minuty, godziny, doby, miesiące, lata, a nawet ich miliony, a ponad to, wszystko jest policzone. Mówi się, że to Bóg je policzył, a tak właściwie liczymy je tylko my, wierni czy niewierni, na każdy możliwy sposób.

Istota czasu jest w rzeczywistości bardzo złożona, trudno jest jednoznacznie stwierdzić jaki jest i jakie są jego rodzaje. Ach, tak… przeszły, teraźniejszy i przyszły, wolny, zajęty, stracony… I pewnie jeszcze wiele innych. Najważniejsze dla nas jest jednak czas przyszły i teraźniejszy. Pojawia się pytanie: Czy czas teraźniejszy istnieje? Przecież to co piszę, po kilku sekundach stanie się już przeszłością, to co powiem, też stanie się przeszłością w momencie, gdy to wypowiem. Zatem nie istnieje teraźniejszość, tylko przyszłość i przeszłość.

Wobec tego wszyscy tylko gonią czas, tak niedościgniony, ale po co? Może po to, by go złapać w nieistniejącej teraźniejszości, dokonać rzeczy niemożliwej i chociaż przez chwilę nacieszyć się posiadaniem czasu. Przez pewien okres sama znalazłam się w tym gronie i starałam się ze wszystkich sił go dogonić, ale uciekał. Mój jeden krok znaczył tyle, co jego dziesięć. Jaki był w tym sens? Otóż, nie było go wcale, nieświadomie uosobiłam sobie czas, który stał się dla mnie przedmiotem największego pożądania, ale tam gdzie zaczynam się ja, niknie logika – chcąc złapać czas traciłam go jeszcze więcej.  Nie jestem tylko odosobnionym przypadkiem, każdy z nas robi to samo. Biegniemy, nie zatrzymując się nawet, by złapać oddech. Czas jest właśnie tym marzeniem, którego szukamy w obłokach (o ile mamy chwilę, by na nie zerknąć). Pragniemy nie czasu, który dziś znamy  pod postacią sekund i godzin, ale takiego którego nie trzeba będzie liczyć.

Parę dni, a może tygodni temu wracając ze szkoły spotkałam człowieka z psem, ów pies uparcie szukał czegoś w wysokiej trawie. Powiedziałam więc: „Ciekawe czego on tam tak szuka…”, mężczyzna odpowiedział „Szczęścia albo mojego czasu. Chociaż stale powtarzam mu, że na czas nie warto tracić czasu”. To zdanie wyryło się trwale w mojej pamięci, uświadomiło mi, że ten ‘czas’, który wszyscy uważamy za tak cenny, w rzeczywistości jest wart niewiele. Na tyle niewiele, że łatwiej jest go znaleźć istotom wyposażonym w instynkt, a nie tym, posiadającym choć trochę rozumu. Ów przypadkowy człowiek i jego pies w kilku słowach tak trafnie wytknęli mi błąd, który stale popełniałam, zresztą nie tylko mój. Traciłam czas na znalezienie czasu i właśnie wtedy był on stracony. Dziś staram się ze wszystkich sił już nigdy więcej tego nie zrobić. Dlatego na pytanie „Czy masz czas, by to zrobić?” staram się odpowiadać „Oczywiście, ja zawsze mam czas”.  Marnotrawstwa czasu nie da się wyleczyć ot tak, szacunku dla czasu należy się długo uczyć i tylko nieliczni posiadają tę umiejętność.

Muszę z pokorą przyznać, że trochę im tego zazdroszczę. Komu? Tej pani w kolejce do kasy, która przepuszcza mnie, wiecznie spieszącą się istotę, bo sama ma czas, żeby tam  stać i czekać tak, jak należy. Temu panu z księgarni, który zawsze ma czas, by pomóc mi znaleźć książkę, której z pośpiechu sama nie umiem znaleźć. Tej starszej, wiecznie uśmiechniętej kobiecie na ławce w parku, która ma czas, by usiąść i potrzeć w niebo, na które ja nie mogę spojrzeć, bo się spieszczę. Temu panu, który nie wyklina w myślach spóźnionego autobusu, bo ma czas, żeby poczekać aż wreszcie przyjedzie. Bardzo im wszystkim zazdroszczę tej umiejętności, szukam jej, ale to ona musi odnaleźć mnie. Dlatego proszę, a nawet błagam! Ty nie trać czasu na znalezienie ‘czasu’, tylko go miej, bo gdy uświadomisz sobie, że go nie znajdziesz, będzie za późno dla tych, który na twój ‘czas’ czekali. Nawołuję więc raz jeszcze, MIEJMY CZAS!

Patrycja Czyżyk, I LO w Stargardzie

[ad name=”HTML”]

Przeczytaj także: Ciemność, widzę ciemność
ciemność - felieton, filozofia

Share

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *