„Z kim rozmawiasz? Z nikim.” – bardzo częsta sytuacja, ilekroć zamyślimy się na tyle, że słowa nieświadomie płyną nam z ust, wyrwani z transu pytaniem; „z kim rozmawiasz?”, pospiesznie ratujemy się uniwersalnym; „z nikim”.

Jakiś czas temu zaczęło zastanawiać mnie, kto to jest ten „nikt” i czy on w ogóle istnieje. Długo szukałam, aż wreszcie trafiłam na właściwy trop. Wygląda na to, że wszyscy go znamy właściwie od zawsze. Może nawet kiedyś ten „bezimienny nikt” miał imię. Mój „nikt” dwanaście lat temu nazywał się Bartek. Bardzo wdzięczne imię. Mieszkał pod łóżkiem i gdy byłam smutna lub znudzona odwiedzałam Bartka. Jednak zgodnie ze słowami de Saint-Exupéry’ego, na kartach „Małego Księcia” – „Dorośli są naprawdę bardzo dziwni” i im bardziej ta dorosłość zbliżała się do mnie, tym bardziej wyblakły i bezimienny stał się mój „nikt”.
Trzeba przyznać, że taki „nikt” bywał bardzo przydatny. Na pytania takie jak np. „Kto rozbił wazon?”, zawsze mogłam odpowiedzieć; „To był Bartek”. Teraz wręcz nie wypada wykręcić się „imiennym nikim”, by nie zostać uznanym za wariata. Pojawia się pytanie; czy posiadanie „nikogo” czyni z nas wariatów? Idąc tym tokiem myślenia możemy wywnioskować, że w pewnym stopniu wszyscy jesteśmy wariatami, bo kto z nas nigdy nie dzielił się przemyśleniami ze swoim „nikim”? Wszyscy to robimy! Najczęściej w samotności napada nas wena na szczerą rozmowę z „nikim”, bo przed nim zawsze jesteśmy szczerzy, a kłamstwo wobec niego nie ma najmniejszego sensu. Dzieje się tak ponieważ „nikt” zwykle dobrze wie, co mamy do powiedzenia. On dosłownie czyta nam w myślach i w myślach nam odpowiada.
Zatem kim on jest? Jaka jest jego prawdziwa tożsamość i jak go znaleźć? Otóż, wystarczy stanąć na moment przed lustrem, tam zobaczymy naszego „nikogo”, bo tym „nikim” imiennym, czy też bezimiennym jesteśmy my sami. To zawsze byliśmy my, niezależnie od tego czy nazywaliśmy się wówczas: Ania, Frania czy Bartek. „Nikt” jest jedną z ważniejszych części naszego jestestwa. Można powiedzieć, że każdy z nas jest kimś, który jest „nikim”. Ów „nikt” czasami zna nas lepiej niż my sami, ale przecież on jest nami. Ot, paradoks. Chociaż niektórym może się wydawać, że zostali przez „nikogo” opuszczeni, nigdy nie będzie to prawdą. Dlaczego? Z bardzo prostej przyczyny, a mianowicie dlatego, że on się nigdzie nie rusza, zawsze jest w tym samym miejscu, to my się od niego oddalamy, bo ciągnie nas za rękę dojrzałość, którą nazywamy – „bo nie wypada”. Może czas zostawić „bo nie wypada” i znaleźć tę prawdziwą dojrzałość, która nie wyklucza istnienia „nikogo”. Nie bójmy się czasem do niego zagadać, nawet jeśli jesteśmy wściekli. On się nigdy nie obraża, zawsze wysłucha i zwykle odpowie. Fajny gość z tego „nikogo”, nawet jeśli nie ma imienia.
Patrycja Czyżyk I LO w Stargardzie
[ad name=”HTML”]